sobota, 8 listopada 2014

Niewinne wymioty przerodzily sie w operacje ...

Zaczełąm od książki dlatego , że dwa tygodnie temu tak samo jak w tej książce zachorował moj 2 letni synek. Na poczatku niewinne wymioty skoki temperatury, bóle pod brzuszkiem. Poszłam z nim do lekarza pierwszego kontaktu a ten tylko proszę podawać nurofen i witaminę c. I na tym koniec, a że dziecko wcale lepiej sie nie czuło a wręcz coraz bardziej krytycznie wyglądał i nawet miał już problemy z wypróżnianiem się, zadzwoniłam wieczorem na pogotowie poradzić sie co mam zrobić. Kazano mi pojechać  do szpitala, czekając na męża spakowałam kila rzeczy. Ale żeby jechać do szpitala to trzeba mieć skierowanie bo bez skierowania to czeka sie do usranej śmierci - że tak powiem.
 No to pojechaliśmy na dyżur a tam pani stwierdziła ze nic mu nie jest i ze nie da skierowania. Mąż na to prawie wybuchł i mało co sie z nią nie pokłócił, no i z wielką łaską wypisała te skierowanie. Trafiliśmy w końcu do szpitala, tam najpierw miał przyjąć nas pediatra potem stwierdzili ze idziemy do chirurga a na samym końcu wyszło ze zobaczy nas i tak pediatra.
Tak naprawde to wzieli nas na oddział zakaźny bo stwierdzili , że to mogą być rotawirusy.
A tam sie zaczeło pobieranie krwi, kału wenflon. Rano przyszedł do nas młody lekarz i zaczął pytać co mu jest. I tak naprawde wizyta nie trwała 10 minut a godzine wchodził wychodził od nas, badał młodego na wszystkie strony, później wszedł jakiś znowu lekarz zbadał wyszedł. Przyszła pielegniarka kazała iść na kolejne pobieranie moczu krwi. I tak przez godzine. Później jeszcze usg. O 12 pojechaliśmy na chirurgie a ordynator stwierdził ze jeżeli nas przyjmie to tylko na obserwacje bo on tam nic nie widzi i z pretensjami ze młody ma mocno gardło chore ja oczy zrobiłam ze bo jak ze co bo przeciez on wczoraj był jeszcze zdrowy nic mu nie było a tu nagle coś takiego???. No to z powrotem na zakaźny, tam zaraz przyjeła nas pani laryngolog i stwierdziła ze synek jest zdrowy nic mu nie jest. Kolejne pobierania krwi. A tamten lekarz nadal był mimo ze skończył dyżur po 16 już go nie widziałam. Około 16 przyszła inna pani doktor powiedziała ze mamy sie powoli szykować bo jedziemy na chirurgie bo podejrzewają wyrostek i nie beda czekać do 20 jak powiedział ordynator. Po 17 pojechaliśmy na chirurgie, a tam odra zu zrobiono nam USG z trzech różnych zbliżeń i w trakcie tego pani która robiła usg kazała lekarce która z nami przyjechała dzwonić po skierowanie na rentgen, wiec i zaraz rtg mu robili. W końcu poszliśmy na górę, a tam lekarz przerwał wizytacje i odra zu przyszedł zobaczyć młodego zbadał go i mówi, że on na nic nie czeka wycina wyrostek bo dla niego to są typowe objawy, a wyniki na nic innego nie wskazują.  Dostaliśmy łóżko, i czekaliśmy az sala operacyjna sie zwolni. Synka zabrali bardzo szybko okolo 20. A z powrotem wrocil po 22.
Przyszedl pozniej do mnie lekarz i mowi ze teraz najwazniejsze sa dwie doby, ze udalo sie wszystko dobrze wyczyscic.  Na poczatku nie wiedzialam o co chodzi no bo przeciez to tylko wyrostek , na drugi dzien poprosilam go aby powtorzyl co mu bylo powiedzial ze wzrostek byl bardzo mocno rozlany bylo zapalenie otrzewnej, pecherza, ropa byla w przelyku i brzuszku.
Stan byl bardzo krytyczny. I do ostatniego dnia pobytu w szpitalu kilkanascie razy powtarzali mi ze brzoch byl straszny. Syn mial 6 wenflonow dzien po operacji mial nawet dwa odra zu poniewaz mial tyle kroplowek ze masakra. Dren cewnik kroplowki, nie wiedzialam jak mam go przytulic. To bylo okropne i nie moge sie jakos z tego otrzasnc. Ogromnie ciesze sie ze przezyl i tak szybko wyszed z tego, teraz to tylko dieta i musze na niego uwazac i byc czujna.

I dlatego wlasnie nie bylam obecna przez dwa tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz